Wiele czytam na temat sprzęgła, przygazówek, miedzygazów itp. ale jako początkujący motocyklista i kierowca puszki z milionem kilometrów za sobą, wciąż mam, wydawało by się banalne, problemy z wytracaniem prędkości moto.
Na kursie doszkalającym próbowano wyplenić mi zły nawyk częstego używania sprzęgała. Staram się więc to minimalizować, mając nadzieję na stałą przyczepność z asfaltem.
Sprawa jest dla mnie prosta jeśli odpowiednio wcześnie wiem, że będę musiał zwolnić do zera np. przed skrzyżowaniem. Redukcja z międzygazem, hamowanie, wysprzeglenie, stop, jedynka i jadę dalej.
Ale co gdy jadę np. 4/5-tką i niespodziewanie pojawia się konieczność zatrzymania. I nie myślę tu o hamowaniu awaryjnym, ale o manewrze, który ma być płynny, bezpieczny dla skrzyni i nie wymuszający jeszcze hamowania na granicy przyczepności.
W aucie oczywicie hebel-sprzęgło-luz i stop.
A w moto?
Zwolnienie manetki, hamowanie i co? Do jakiej prędkości zwolnić jadąc np. na 5tce? I co potem? Jak redukcja?
Próbowałem redukować po kolei, ale przy krótszej drodze dojazdu do przeszkody jakoś czasu mi na to nie starcza i ostatecznie kończy sie na wysprzegleniu i hamowaniu, a potem pykaniu biegami w dół do jedynki. Ale nie sądzę żeby to było prawidłowo.
Jak to robia doświadczeni motocykliści? Ja za każdym razem w takiej sytuacj z lekka się gubię.
No i podobnie co przy gwałtownym hamowaniu awaryjnym. Jadę 6-stką i muszę stanąć dęba. Co z biegami? Wysprzęglenie zbyt szybko w takiej sytuacji to prawdopodobnie katastrofa.
Proszę o wyrozumiałość, ale minął zaledwie tydzień odkąd mam Suzi i wiem, że to ja muszę się dostosować, bo ona ni cholery nie chce.